Krótko i na temat – lodowa pałeczka. Woda, cukier i barwnik – różowa, żółta i moja ulubiona zielona. I tak niewiele było trzeba – 30 groszy i jesteś panem świata!
I wieczne mamo, mamo daj 30 groszy na pałeczkę! I ochłoda w gorące letnie dni. A ja lubiłam kiedy się trochę stapiały w dłoni i robiły półpłynne. No niebo w gębie. I uwielbiałam to uczucie zamarazniętej dłoni, bo gdy były dobrze zmrożone, to nie dało sie ich utrzymać dłużej w łapce.
Nie wiem, czy jeszcze można je dostać w sklepach. Wprawdzie mogłabym zrobić sama – bo co to za filozofia – ale to już nie będzie to samo.
No kurde, jadłabym!