Czasem jest tak, że jeden tekst stanie się inspiracją dla innego. I tak jest w tym konkretnym przypadku. Po napisaniu 4 części artykułów o najlepszych tekstach ze szkolnych boisk (część 1, część 2 i część 3, część 4) – na Fanpage’u zaczęliście nas bombardować propozycjami i wspominkami dotyczącymi szerokiej gamy zwrotów z dzieciństwa.
No cóż, postanowiłem podjąć rękawicę i utrwalić najlepsze z nich.
Oto, przed Wami, pierwsza część:
1. Mamooo, rzuć picie!
Jak Polska długa i szeroka, na blokowiskach, wsiach i w miasteczkach rozlegał się ten jeden, montonny, ale bardzo głośny okrzyk.
I bynajmniej nie chodziło o to, by mama zerwała z nałogiem alkoholowym.
Wiadomo, podczas podwórkowych zabaw z rodzicielką trzeba się było komunikować, a jakoś zawsze tak wypadało, że miejsce harców znajdowało się z tyłu bloku.
W związku z tym szkoda było tracić cenny czas na ganianie w te i wewte po schodach. Należało zatem uzbroić się w cierpliwość, przywołać mamę do okna (montonnym i długim wołaniem Mamoooooooo!), a gdy się pojawiła – poprosić o o to, co nam było w tym momencie potrzebne.
W zależności od potrzeb mogło to być tytułowe picie (w plastikowej butelce), 10 groszy na gumę kulkę, piłka (co w przypadku piłki do koszykówki w krótkim czasie na skutek zderzenia z gruntem powodowało w błyskawicznym tempie narastanie charakterystycznych bąbli) lub inny, niezbędny do życia przedmiot.
2. Mamooo, kiedy obiad?
Nieśmiertelne pytanie – można je było zadawać krzycząc z podwórka metodą powyższą lub znajdując się w domu.
Po jego zadaniu, rodzicielka mrużyła oczy i z szelmowskim uśmiechem odpowiadała, posługując się najbardziej uniwersalną miarą czasu w historii ludzkości: jak się ziemniaki ugotują.
3. Wołanie na obiad lub do domu + jeszcze 5 minut
Oczywiście metoda komunikacji werbalnej działała w obie strony. Częsta była sytuacja, że mama chciała nas wywołać – wtedy role się odwracały.
Pokazywała się w oknie i zdzierała tak gardło tak długo, aż synek/córka zdyszany nie przybiegł pod okno.
Wtedy najczęściej okazywało się, że trzeba wracać do domu. Warianty głównie były dwa:
- Obiad
- Koniec zabawy
Trzecim wariantem (wśród nielicznych) były Sensacje XX wieku, które leciały zaraz po Telexpressie – wtedy mama wołała na legendarny program Pana Bogusława.
W obu powyższych przypadkach można było spróbować negocjować, powołując się na świętą zasadę przedłużenia dogrywki – jeszcze 5 minut. Zwykle to „jeszcze 5 minut” można było przedłużyć kilkakrotnie – udając się wyszarpać nawet kwadrans dodatkowej zabawy.
4. Daj się karnąć. OK, ale nie zmieniaj przerzutek.
Być może obecnym komunistom będzie trudno w to uwierzyć, ale kiedyś na Komunię dostawało się zegarek lub rower.
I oba były szczytem marzeń.
Jeżeli otrzymaliśmy jednoślad wyposażony w zestaw przerzutek Shimano (innych nie było), oczywiście członek bandy na rowerze chciał się przejechać.
Właściciel mógł go łaskawie pożyczyć, pod żelaznym warunkiem nie zmieniania ulubionego układu przerzutek. I najczęściej tylko dookoła bloku.
Ot tradycja 🙂
5. Mogę dwa?
Nie wiem czy jeszcze ta tradycja, ale kiedyś w dniu urodzin w szkole przynosiło torbę z cukierkami – i na jednej lekcji należało obdarować całą klasę.
Najlepszym kumplom/przyjaciołom rozdawało się bonus – mogli wziąć dwa cukierki.
A jeżeli zadało się nieśmiertelne pytanie „Mogę dwa”, a solenizant się zgodził – można było dostać nadprogramową porcję.
To tyle na początek 🙂
UWAGA! Jeżeli pamiętasz jeszcze jakieś hasła/teksty/cytaty – dopisz koniecznie w komentarzu!
KLIKNIJ i Zajrzyj również do naszego sklepu – znajdziesz tam koszulki i kubki ze wspominkami z lat 90 – w tym BA Baracus, Power Rangers oraz cytaty z boisk i podwórek.