To było w czasach przedinternetowych. W czasach, gdy doznania erotyczne gwarantowało wyłącznie oglądanie do późna RTL 7, Polonii 1 lub dorwanie kasety VHS, którą zapobiegliwy kuzyn przysłał z Niemiec. Lub podharcerzony ojcu 'Twój Weekend’.
Toteż wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że Lucy Lawless jest 100% esencją tego, co dzisiejsi fani i fanki Łysego z Brazzers zwykli makaronizować jako MILF.
W swojej nieco topornej, ba, chłopczycowatej roli, Lucy w każdej scenie kipi dojrzałym, buzującym seksem, który, nie wiedzieć czemu, działa na mnie dopiero teraz. Za młodu wciągała fabuła. Teraz wciągają… atrybuty. I aż dziw mnie bierze, jak mogłem nie dostrzegać homoseksualnego wątku, który macha do mnie radośnie z co drugiego ujęcia.
Fabuła stanowiła jakiś wyrojony misz-masz wynikający z kopulacji amerykańskiej popkultury z nieudolnie zaadotpowaną rzymsko-grecką mitologią. Xena przemierzała raźno starożytny świat, zło karząc, dobro nagradzając, odcinając dopływ krwi do mózgu i rzucając swoim magicznym dyskiem.
W międzyczasie romansowała z Aresem (Marsem), wpadając w doskonale znaną z lokalnego podwórka relację: on mnie bije, ale powiedział, że to ostatni raz.
No cóż, łobuz kocha mocniej.
Dziki dysk Xeny latał w serialu bardzo często, ale nie pamiętam, by polała się choć kropla krwi.
W ratowaniu świata i niesieniu kaganka sprawiedliwości Xenie pomagała Gabriela – ładniutka, drobna blondynka, oczywiście jako pomocniczka pozbawiona tak dużych zdolności jak jej dominująca przyjaciółka.
A samo „odcięcie krwi do mózgu” poprzedzone zdradliwym ciosem w tętnicę szyjną było jednym z moich ulubionych momentów serialu, wcale regularnie powtarzanych przez wojowniczą księżniczkę. Dzięki tej niecnej zagrywce, grożąc rychłą śmiercią, wydobywała wojowniczka księżniczka wydobywała od przeciwników wszystkie cenne informacje.
Próbowałem obejrzeć teraz parę odcinków. Już tak nie bawi. Fabuła jest nudna, toporna, a efekty specjalne…. Kiedyś nie przeszkadzały, były na poziomie. Teraz kłują, aż za bardzo. Ogólnie nie jestem jakoś na nie, ale serial nie jest w stanie mnie porwać tak jak Drużyna A.
Całość ratuje Lucy oczywiście, a scena, no cóż 😉