Beverly Hills 90210 był dla mnie ważnym serialem. Widziałam wszystkie odcinki i nie żałuję! Szczerze, to bardzo chętnie zobaczyłabym go w całości jeszcze raz!
Jak każdy, miałam ulubionych bohaterów, którym szczerze kibicowałam. W moim przypadku byli to Kelly oraz Dylan. Dlaczego oni? To proste. Kelly, bo jest blondynką, którą każdy ocenia powierzchownie. I chociaż często kreuje się na pustą lalkę, ma do zaoferowania więcej niż się wydaje. Do tego dołączmy wątek licznych romansów (z przystojniakami) oraz przygodę z kokainą i przepis na ulubiną bohaterkę gotowy :p nie trawiłam jedynie, gdy robiła się super porządna i za bardzo wszystko umorlaniała…
Na szczęscie te momenty nie psuły mojego ogólnego wrażenia.
A Dylan 🙂 achhhh Dylan :p fizycznie nie do końca w moim guście, ale przystojny był (na pewno przystojniejszy od pozostałych bohaterów). Towarzyszyła mu opinia niegrzecznego chłopca, czyli tak zwany typ niepokorny. Do tego był samotnikiem, jeździł czarnym porshe i miał oczywiście problemy alkoholowo-narkotykowe. Kolejna prosta formuła na to, by skraść dziewczęce serduszko.
W każdym razie Dylan to postać, która w serialu zaliczyła najwięcej niepowodzeń i życiowych problemów. Dodam jedynie, że emanowałam szczęściem za każdym razem, gdy ta parka się schodziła, bo oznaczało to „utarcie nosa” Brendzie, której nie znosiłam:
A z zabawniejszych epizodów pamiętam, że w jednym z odcinków Steven poderwał w klubie After Dark fajną loszkę – blondynę. Wiecie – długie nogi, duże cycki i obcisła, krótka sukienka.
Brzmi sympatycznie i było sympatycznie do momentu, aż Steven obracając blondi na masce swojej corvetty, nie wsadził jej ręki pod sukienkę i nie znalazł tam penisa 🙂 skracając do minimum powiem jedynie, że pozostał mu niesmak w ustach 🙂
Kto nie oglądał, temu szczerze polecam. Będzie w sam raz na długie jesienno-zimowe wieczory 😀