Plecak Kostka

Plecak Kostka

Zacznijmy od niewielkiej prośby – jeżeli czytasz ten artykuł i posiadasz dzieci/młodsze rodzeństwo/kuzynostwo, etc. – napisz w komentarzu czy kostka jest jeszcze „w modzie” i czy nosi się ją do szkoły.



Thank you from the mountain 🙂

Dzisiaj na warsztat weźmiemy jeden z najcharakterystyczniejszych elementów szkolnej przyodziewy  – rzecz tyleż brzydką, co niefunkcjonalną czyli tornister wojskowy znany powszechnie jako kostka.

Skąd się wzięły kostki?

Plecak ów, pierwotnie był na wyposażeniu polskiej armii, ale pod koniec lat XX zaczął być sukcesywnie wycofywany, dzięki czemu wszedł do obiegu cywilnego z miejsca zyskując olbrzymią popularność (źródło).

Kostka była wyznacznikiem przynależności do subkultury szeroko rozumianej jako metalowo-brudasowo-rockowa. Osoby odnajdujące się w tych klimatach zwykle zaopatrywały się w plecak, manifestując wszem i wobec swoje gusta muzyczne, a także solidarność z wywrotowymi ideami (co kto wolał).

Piękny przykład prawdziwej kostki.
Naszywki, marker, nazwy zespołów – mamy pełen komplet. Źródło: Demotywatory.pl

Obowiązkowe naszywki

W latach 90 tryumfy święciły sklepiki i stragany z kasetami, których obowiązkowym zadaniem było również sprzedawanie naszywek – tak muzycznych z logo zespołów, jak i zawierających najróżniejsze, nieraz bardzo rewolucyjne i obrazoburcze hasła. Wiadomym więc było, że trzeba było część z nich naszyć na naszym poczciwym plecaku.

Plecak kostka
I każdy wiedział czego słuchasz – źródło olx.pl

Oprócz tego w dobrym tonie było nagryzmolenie na materiale markerem haseł lub znaczków – zbieżnych zwykle z kotłującymi się w gorących, młodych głowach szczytnymi i chmurnymi planami, które miały zmienić świat.

Pokusiłbym się o stwierdzenie, że w żelaznym pakiecie startowym kostki leżał: znaczek anarchii i naszywka/napis Metallica – reszta, według uznania posiadacza (w zależności czy płynął ku bardziej mrocznym czy też brudnym klimatom).

Czy taka wygodna i pojemna?

Z sentymentowej ofensywy widoczniej w najróżniejszych portalach udostępniających memy i obrazki, można wywnioskować, że kostka była szczytem myśli logistycznej, która dzięki swej pojemności pozwoliłaby nam na spakowanie zapasów żywności na rok, gdyby przypadkiem rozpętała się wojna nuklearna:

Kostka rzeczywiście super pojemna.
Tak wspominają kostkę na demotywatorach – czy rzeczywiście była taka pojemna?

Z tego co pamiętam było raczej odwrotnie – choć oczywiście pojemne (bez przesady), to cholerstwo było strasznie niewygodne, jeżeli zapakowaliśmy coś więcej, kłuło niemiłosiernie w plecy, przy dłuższych marszach szelki wbijały się i obcierały ramiona, a brak jakichkolwiek przegródek w środku (bo tych kawałków materiału naszytych na dnie nie nazwałbym przegródkami), sprawiał, że jej czeluście bardziej przypominały wnętrze pospolitej damskiej torebki niż uporządkowany po wojskowemu plecak do przenoszenia osprzętu.

Za każdym razem, zwłaszcza gdy było tam dużo rzeczy, trzeba było wszystko wygrzebać, przeszukać, w ostateczności wysypać.

Książki noszone w kostce po dwóch miesiącach wyglądały, jakby przeżuło je stado krów, wypluło i znów przeżuło.

Oczywiście te mikroniedogodności, nie zmieniały faktu, że plecak był ZAJEBISTY i przez długie lata szczenięcej kariery stał się nieodłącznym towarzyszem wszystkich przygód – tych szkolnych, alkoholowych, wyjazdowych i koncertowych.

Na koniec trochę osobistych wspominek

Gdy tylko pod nosem zaczął mi się pojawiać niewielki meszek, a w miejsce Majki Jeżowskiej zacząłem słuchać Big Cyca – kostka była niedoścignionym marzeniem, które w pełni pozwoliłoby mi się wtopić w subkulturę, do której bardzo chciałem należeć.

Pierwszy plecak miałem od mojego ówczesnego drużynowego – Owczara, w czasach harcerskich. Nie pamiętam jak to było dokładnie, ale na 2-3 tygodnie mi go pożyczył. Ładna, nowiutka kostka, z wielkim napisem z tyłu I’m The Fucking Genius. Miałem może z 9-11 lat. Z wrażenia nie mogłem spać przez dwa dni – w kostce chodziłem, z kostką jadłem, wychodziłem z nią nawet, gdy trzeba było wyprowadzić psa,  brakowało tylko, żebym z nią spał i się kąpał.

Ale niestety z żalem trzeba było ją oddać.

W drugi plecak zaopatrzyłem się dość przypadkowo – podczas wycieczki z mamą(!) na Czantorię, gdy jechaliśmy kolejką w górę, zobaczyliśmy jak pod jednym ze słupów leży kostka. Doszliśmy do wniosku, że pewnie komuś spadł, podczas harców na krzesełku.

W głowie od razu powstał arcymroczny plan – ponieważ mieliśmy przed sobą cały dzień maszerowania, po powrocie podejdziemy pod słup i sprawdzimy – jeżeli przez cały dzień nikt po niego nie wróci, zaadoptujemy go.



Jak postanowiliśmy, tak uczyniliśmy,  po półgodzinnym morderczym podejściu, przedzieraniu się przez wykroty, jeżyny i pokrzywy, cali podrapani, pokłóci, dotarliśmy do miejsca przeznaczenia i podharcerzyliśmy bezpański plecak. W środku znalazły się:  a) dwie kanapki b) pokrowiec na scyzoryk.

Plecak był nietypowym modelem, powiększony, górna klapa była olbrzymia, do tego nie miał charakterystycznego kwadratu z materiału, by stary, poszarpany, z dziurami, wielką tłustą plamą na klapie – co nie miało znaczenia oczywiście, bo była to najlepsza kostka na świecie.

Niestety próba czasu okazała się dla niej zabójcza, dziury mnożyły się jak szalone, nie nadążałem z szyciem, a w kącie złowieszczo łypał na mnie plecak z rodziny Enrico Benetti, który tylko czekał, aż kostka rozsypie się w proch, by ponownie wrócić do łask:

Enrico Benetti -kolejna z legendarnych marek.
Nie było to co prawda ten model – ale gatunek podobny. Źródło – szafa.pl

W domu nam się wtedy nie przelewało, było bardzo ciężko, mieszkaliśmy z mamą we dwójkę, więc nowy plecak leżał gdzieś daleko w planach zakupowych – mimo, że cały czas znajdował się na szczycie listy pragnień.

Dlatego też, szczęka niemalże wpadła do piwnicy, gdy wróciłem ze szkoły i zobaczyłem nowiutką, pięknie zapakowaną kostkę, czekającą na mnie na blacie w kuchni.

Chyba to jedno z najlepszych wspomnień dzieciństwa 🙂

Obowiązkowo zaraz dostał naszywkę KSU, którą kupiłem na jakimś koncercie, marker poszedł w ruch, a plecak służył mi dzielnie przez kilka następnych lat – chyba aż do czasów studiów.

I tyle 🙂

Miał być krótki tekst, a wyszedł elaborat. Jeżeli masz jakieś wspomnienie o kostce – dopisz  w komentarzu!

Na koniec – z popularnością kostki nie jest chyba źle, sprawdziłem na Allegro – i plecaki cieszą się dużym zainteresowaniem: potwierdzenie. Można kupić zarówno te oryginalne, jak i kopie, które ktoś szyje.

Nie zapomnij sprawdzić co mamy w sklepie – znajdziesz tam koszulki z hasłami z lat 90>>> 

 

O autorze

Urodziłem się w roku 86, równiutko 3 miesiące po tym jak reaktor w Czarnobylu eksplodował światłością wiekuistą. Ubóstwiam Baldurs Gate, Heroes III i dobrą muzę z lat 90. Jestem zapalonym fanem białych majteczek Anny.

Powiązane posty

Subscribe
Powiadom o
guest

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Iblis
Iblis
6 lat temu

Nosiłem kostkę już w gimnazjum ( jestem rocznik 86), przez całe liceum aż do połowy studiów. Na czas reszty uczelni zastąpiona została torbą, do której łatwiej było sięgać ale w wielu sytuacjach dalej mi towarzyszy. Mam dwa takie plecaki, oba kupione w składnicy harcerskiej, choć harcerzem nigdy nie byłem 😉 Nie wyrzuciłem ich, obie są w dość dobrym stanie (jedna straszliwie pogryzmolona a druga w miarę czysta tj bez naszywek i tekstów). Dalej siedzę w gotycko-metalowych klimatach i nawet dalej śmigam w ciuchach z tamtych czasów, bo niektóre koszulki z zespołami to dziś unikaty a moje przeżyły próbę czasu 😉… Czytaj więcej »

Dawid KuRa Szpara
Dawid KuRa Szpara
6 lat temu

Ja powiem tyle moja pierwsza kostkę mam do dziś a tez jestem rocznik 86 i cały czas używam jej